Woda butelkowana jest dwa razy droższa niż rum Havana Club. Być może Hemingway chlał tutaj w celach wyłącznie oszczędnościowych. Dla nas Ernesto, dla tutejszych Papà.
Mają tu dwie waluty: peso convertible (CUC) i peso national (CUP), inaczej peso mierde, gówniane peso. Obcokrajowcy zasadniczo mogą używać wyłącznie tych pierwszych. Takie bony Peako do Pewexu. Gdyby się dało wymieniać w dwie strony, to interes życia by można zrobić konwertując euro na dolce przez te papierki. Trzeba przywozić euro, dolarów się tutaj nie ceni. Kurs peso convertible do peso national to 1 do 25. Jak się człowiek nauczy, gdzie pozyskać te drugie i jak za nie kupować, to wszystko jest tanie niezwykle. To znaczy wszystko, co można za te gówniane peso kupić, czyli prawie nic. Nie umiemy jeszcze wymieniać, umiemy odróżniać: jedne są z budynkami, drugie z głowami ludzi. Nominał o wartości trzech peso przydatny, bo tyle kosztuje litr rumu.
Terminal krajowy lotniska w Hawanie
Nasze najpierwsze wrażenia z Hawany dotyczą jednak lotniska. Opuszczamy samolot na betonową płytę przed halą, która wygląda jakby kilka lat temu wyniosła się z niej Biedronka. Wchodzących podróżnych witają pani i pan w białych fartuchach. Nie wiem czy lekarze, ale służba zdrowia z pewnością. Łowią podejrzanych, ale przechodzimy obok, udając niewidzialnych. Potem jakieś dziwne skanery bagażu, paszporty, itd. W hali przylotów nie ma dosłownie nic poza drzwiami. Jedne do damskiego, drugie do męskiego, a trzecie do saloniku VIP. Zaglądam za drzwi numer trzy, jak w teleturnieju na Polsacie. Jest telewizor, kanapa. W hali odlotów tuż obok już lepiej. Jest jakiś bufet, kantor, płaskie ekrany. Dopiero za parę dni, podczas odlotu do Miami, okaże się, że po drugiej stronie pasa jest drugi terminal – międzynarodowy. Ten był dla lotów lokalnych – z jakiegoś powodu przyloty z Bahamów kierowane są tutaj.
Inaczej niż w Polsce w okresie komuny, na Kubie wszelkie inicjatywa prywatna była przez wiele lat zakazana. Dopiero po upadku ZSRR, władze zorientowały się, że nie ma skąd czerpać dewiz, bo eksport jest zwyczajnie niemożliwy. Po pierwsze ze względu na embargo, a po drugie Kuba nie ma czego eksportować. Zezwolono więc na ograniczoną działalność prywatną – w tym na handel artykułami rolnymi przez drobnych wytwórców, a także organizację noclegów dla turystów, coś jakby prywatne kwatery, casas particulares. Możliwe się stało także otwieranie małych knajpek. Początkowo mogły obsługiwać do dwunastu osób, później ten limit zwiększano.
W aptece jest witamina D, krople do oczu, paracetamol i Granma, tutejsza Trybuna Ludu.
Hotel Nacional de Cuba z 1930 roku to jest miejsce niezwykłe na tyle, że dla gości każdego dnia organizowane są wycieczki oprowadzające. Nad samym oceanem przy Maleconie, kilka barów i restauracji, ciężkie drewniane drzwi, okucia, panowie w liberiach, wspaniałe zestawy. Elegancja, szyk. Przy wielu pokojach zamontowano tabliczki z informacją, kto mieszkał pod danych numerem: Winston Churchill, Frank Sinatra, Ava Gardner, Rita Hayworth, John Wayne, Marlene Dietrich, Gary Cooper, Marlon Brando, Ernest Hemingway, Yuri Gagarin, sami znajomi. W 1962 roku podczas kryzysu kubańskiego w ogrodzie zamontowano sporo artylerii. Dzisiaj w tunelach z tamtego czasu jest małe muzeum, opowiadające jak to Kennedy i Chruszczow wykiwali Kubańczyków, dogadując się ponad ich głowami. Przehandlowanie demontażu sowieckich wyrzutni na Kubie za wycofanie amerykańskich pocisków z Turcji nie było Fidelowi na rękę i trochę się między nim a Nikitą ochłodziło.
Hotel Nacional w Hawanie
Hotel Nacional to nie jest prawdziwa Kuba. Wspaniałe jedzenie, baseny z cieplutką wodą, dancingi, wieczorne rewie i drinki z palemką. Droga wyspa dobrobytu na morzu hawańskiej miezerii. Ale gdy przeglądając strony rezerwacyjne, natrafisz na apartament executive suit w cenie casa particular, czyli pokoju w domu prywatnym na mieście, to nie myśl zbyt długo. Być może ktoś źle wprowadził ofertę, być była promocja stulecia.
Jedna z pierwszych scen filmu Buena Vista Social Club przedstawia Malecon zalewany falami oceanu. Ta zbudowana przez Amerykanów na początku XX wieku promenada ma kilka kilometrów długości i po kilka pasów ruchu w każdą ze stron. Wieczorem miejscowi łowią ryby bezpośrednio z ulicy.
Czytaj relację z podróży na Kubę:
1 comment
Z tego co widać to warto pojechać do Hawany. Gratulujemy relacji 🙂