Polakom Tallinn kojarzyć się może źle, bo w ’39 Estończycy w niby neutralnym porcie internowali nasz ORP Orzeł. Z drugiej jednak strony dwa dni później Polacy mogli się wykazać bohaterstwem i uciec okrętem ze strzeżonego portu, a następnie bez pomocy nawigacyjnych i map przedostać się przez Cieśniny Duńskie i dotrzeć do Wielkiej Brytanii. Zdarzenie to upamiętnia tablica na ścianie Muzeum Morskiego.
Wieczorem w porcie i na starym mieście można spotkać sporo Finów i Szwedów, którzy korzystają z promów do stolicy Estonii żeby poimprezować. Następnego dnia miasto budzi się powoli, choć z czasem na starym mieście pojawia się coraz więcej turystów.
Kościół Św. Olafa w Tallinie był swego czasu (1549—1625) najwyższym budynkiem na świecie licząc 159 metrów. Obecnie po pożarze i odbudowie ma ich zaledwie 123, ale widok z podestów na wysokości 60 metrów i tak jest całkiem niezły.
Na wzgórzu Toompea góruje nad miastem Sobór św. Aleksandra Newskiego, który podczas nabożeństwa jest pełen wiernych, między którymi przeciskają się turyści, udający, że nie robią zdjęć.
Ze stolicy Estonii wracamy na południe wzdłuż Bałtyku. Pogoda taka sobie, ale silny wiatr sprzyja kitesurferom.
Przez łotewską Rygę i kierujemy się na litewską Żmudź i miasto, którego polska nazwa brzmi Szawle. Trochę to nieładnie tak polonizować, ale po litewsku miasto nazywa się Šiauliai, co łatwiej napisać niż wymówić.
Jakieś 10 km przed Szawle naszym oczom ukazał się las… krzyży.
Tak naprawdę to nie jest las, tylko Góra Krzyży na której od 1831 roku, czyli od upadku Powstania Listopadowego, pielgrzymi pozostawiają krzyże: duże, małe, drewniane, metalowe, proste, ozdobne, różnorakie. Jest ich tu setki tysięcy, znacznie więcej niż w szczytowym okresie na Krakowskim Przedmieściu, czy polskiej Grabarce (więcej o Górze Krzyży).
W czasach Związku Radzieckiego próbowano zlikwidować to miejsce, m.in. przy użyciu takich technik jak spychacz i buldożer, ale im się nie udało i każdego dnia przybywają nowe krzyże.
Następnego dnia ruszamy nad Niemen. Asfalt się kończy i kilkadziesiąt kilometrów jedziemy zostawiając smugę kurzu.
Nad Niemnem jest jak u Elizy Orzeszkowej i w serialu z 1986 roku.
Dalej do Kowna (lit. Kaunas) – drugiego pod względem wielkości miasta Litwy i miejsca o największym odsetku populacji litewskiej (88%).
Wracamy przez Budzisko, kiedyś największe przejście graniczne z Litwą.
Via Baltica pokonana, 2280 km zrobione.
Czytaj część I: Samochodem przez Litwę, Łotwę i Estonię.
2 komentarze
Dzieci moje kochane. W ’39 roku Tallin nie był 'niby neutralny’, ale po prostu neutralny. I normalną praktyką w neutralnym porcie było internowanie okrętu, który dostał przepisowe 24h na wypłynięcie. A że nie był w stanie, cóż…
Dzięki wielkie za zdjęcia i informację gdzie i co można zobaczyć. Wybieram się w maju samochodem na Litwę Łotwę i Estonię. Dobrze by było gdybyś podał więcej informacji dot. noclegów oraz spraw dotyczących bezpieczeństwa dla podróżujących samochodem
Pozdrawiam