Na chwilę przed wschodem Słońca bramka poboru opłat za wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego jest już otwarta. Niebieski szlak prowadzi z Kuźnic na Halę Gąsienicową przez Boczań (1224 m n.p.m.). Słoneczko najpierw rozświetla szczyty, później wierzchołki drzew. Dopiero pierwsza połowa października, ale już trzyma delikatny mrozek.
Ze schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej idziemy wokół Czarnego Stawu Gąsienicowego szlakiem niebieskim. Coraz większa powierzchnia wschodnich zboczy jest oświetlona.
Dalej odchodzi żółty szlak na Skrajny Granat, a trasa na Zawrat (2159 m n.p.m.) pnie się ostro w górę. Kolejne rozejście szlaków – znów żółty odchodzi na Kozią Przełęcz. Po chwili szlak łagodnieje i po lewej mijamy Zmarzły Staw. Mamy ładny widok na Zawrat i zbliżającą się stromiznę.
Nabieramy wysokości, serduszko bije mocniej niż zwykle. Trzeba szukać miejsc, w których postawić nogę. To nie jest trasa do zrobienia w japonkach.
Na Zawracie temperatura ujemna, wiatr słaby i umiarkowany.
Czerwony szlak z Zawratu na Świnicę (2302 m n.p.m.) był przez dłuższy czas zamknięty z powodu osuwisk i remontu łańcuchów. Teraz jest ponownie dostępny wyłącznie w jednym kierunku. Idziemy obok Niebieskiej i Gąsienicowej Turni, widzimy Zadni Staw Polski, wzdłuż przepaści, sporo łańcuchów i klamer. Raczej pustawo, nie wszyscy chyba wiedzą, że to przejście jest znowu dostępne.
Na samej Świnicy tłoczno. Spotykają się tutaj szlaki z Gąsienicowej i Kasprowego Wierchu. Jesteśmy nad Doliną i Halą Gąsienicową, Doliną Pięciu Stawów oraz Doliną Cichą po stronie słowackiej. Od skał odbija się ryk silników śmigłowca, który od polskiej strony nabiera wysokości. Coś musiało się stać na Zawracie, gdzie byliśmy przed godziną.
Ze Świnicy z pomocą łańcuchów schodzimy do rozstaju szlaków i dalej zboczem po stronie Cichej Doliny Liptowskiej przez Żleb Blatona, Świnicką Przełęcz (2050 m n.p.m.), Liliowe (1952 m n.p.m.), Beskid (2012 m n.p.m.) w kierunku Kasprowego wierchu (1985 m n.p.m.).
Jednodniowa wycieczka w Tatry z Warszawy
Powyższe można zrealizować ruszając po pracy z Warszawy w kierunku na Zakopane. Późnym wieczorem ładujemy się do jakiegoś hotelu, by rankiem wyruszyć w trasę.
W hotelu PRL Rzemieślnik dają klucze z brelokiem takich rozmiarów, że można by nim grać w tenisa. Stołowego, ale jednak. To nie jest byle jaki pensjonat i różne osobistości tam nocowały. Niestety, paliły i kilkadziesiąt lat wietrzenia nie pomogło, bo nadal lekko śmierdoli fajami. Człowiek by chciał zdjąć reprodukcję ze ściany, by sprawdzić, czy z tyłu nie ma podpisów jakiego przodka, który mógł tu być na szkolnej wycieczce za czasów Gomułki.
Wyjście z hotelu o szóstej, busikiem do Kuźnic i w góry. Późnym popołudniem jest się znowu w Zakopcu. Wsiadamy do samochodu, robimy 400 kilometrów w kierunku stolicy i koniec wycieczki. Całość da się wykonać w 27 godzin, wliczając należny czas na konsumpcję i omijając Krupówki z daleka.
1 comment
Tatry jesienią to jest najlepszy pomysł!