Trzeba mieć szczęście, żeby nieświadomie wpakować się do Petersburga w dniu obchodów Święta Floty. Szczęście, bo ceremoniał obchodów stanowi mieszankę tego, z czym w stereotypach Polaków najczęściej kojarzeni są Rosjanie, czyli armia i picie.
W rosyjskiej marynarce służy około 200 tysięcy oficerów, chorążych, podoficerów i marynarzy. Biorąc pod uwagę mężczyzn, którzy służbę mają za sobą, będzie ich kilka razy tyle. I oni wszyscy, powiedzmy, że niemal wszyscy, od rana zalewają miasto. Wszędzie mundury, ordery, flagi i ocharakterystyczne wyłącznie dla floty rosyjskiej koszulki w biało-niebieskie paski, tzw. „dusza morska”. Marynarskie czapki i koszulki noszą też matki, żony, kochanki i ich dzieci. Spacerują z flagami, śpiewają i przede wszystkim tankują.
Sankt Petersburg jest siedzibą dowództwa floty Federacji Rosyjskiej od 2008. Przeprowadzka kosztowała 15 mld rubli, za które by można zbudować dywizjon okrętów podwodnych, ale to właśnie stąd pochodzi Władimir Putin, więc koncepcja była słuszna, a miastu się należy.
Na Newie, bezpośrednio przed Pałacem Zimowym zacumowały okręty będące chlubą jednego z sześciu rodzajów Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej: nowiutenka korweta rakietowa Bojkij, przekazana Flocie Bałtyckiej w dwa miesiące temu, korweta Machaczkała przekazana Flocie Kaspijskiej w grudniu 2012 i okręt podwodny Sankt Petersburg, typu Lada, który wszedł do służby w 2010 roku.
Pomiędzy Newą a Placem Pałacowym, na którym odbywa się największa marynarska impra, mamy Ermitaż (ros. Эрмитаж), w z pięcioma budynkami: najstarszy Pałac Zimowy, Mały Ermitaż, Stary Ermitaż, Teatr Ermitażu i Nowy Ermitaż. Galerię założyła Katarzyna II. Z patriotycznej złośliwości należy przypuszczać, że caryca znalazła na to czas między deprawowaniem w łóżku Stanisława Augusta Poniatowskiego, późniejszego króla Polski, a dokonywaniem rozbiorów naszej ojczyzny.
W Ermitażu znajduje się około 3 mln eksponatów (dla porównania paryski Luwr ma ich około 380 tysięcy). Gdyby na każdy z nich poświęcić minutę, to spędzając w Ermitażu 10 godzin dziennie, potrzebowalibyśmy 15 lat. Z oczywistych powodów zwiedzającym prezentowany jest ułamek zbiorów w 400 salach na szlaku zwiedzania, mierzącym blisko 25 km.
Warto dobrze zaplanować wizytę w Ermitażu. Wszystkiego obejrzeć się nie da, więc trzeba nawigować do sal, na których nam zależy. Nie obowiązuje tu żaden konkretny „kierunek zwiedzania”, wiec można korzystać ze skrótów i mniej uczęszczanych korytarzy. Forum Lonely Planet zawsze pomoże o każdej porze.
Kolekcjonowanie dzieł rozpoczął Piotr Wielki, kupując między innymi słynny obraz Dawid i Jonatan Rembrandta. Później bywało różnie. W czasach ZSRR o Ermitaż nie dbano jakoś szczególnie, a Józef Stalin już w 1930 roku opchnął 31 arcydzieł amerykańskiemu milionerowi. Płótna te zdobią teraz Galerię Narodową w stolicy USA. Kolekcję wzbogaciły jednak dzieła sprowadzone przez Armię Czerwoną m.in. z Niemiec po rozprawieniu się z Hitlerem. Rosjanie traktują te zbiory jako element skromnej rekompensaty za ich straty podczas Wojny Ojczyźnianej. Konfiskata kolekcji prywatnych we wczesnych latach bolszewizmu też wydatnie wzbogaciła kolekcję.
Co ciekawe w stałej ekspozycji Ermitażu nie ma ani jednego eksponatu rodem z Polski. Zbiory kultury rosyjskiej, flamandzkiej, holenderskiej, francuskiej, hiszpańskiej, chińskiej, japońskiej oraz perskiej, ale niczego od nas. Już przed zaborami Rosjanie mogli brać od nas, co chcieli jak swoje, ale widać, że przez kilkaset lat, polska sztuka w Europie była w głębokim poważaniu.
Wielu arcydzieł się nie wycenia, traktując je jako bezcenne. Damę z łasiczką Leonarda da Vinci – najcenniejszy obraz w polskich zbiorach – ubezpiecza się na 300 mln euro. Tutaj w wielu salach wisi kilka, kilkanaście obrazków, z których wyceną byłby poważny problem. Dwa płótna samego da Vinci (na świecie w sumie jest ich raptem kilkanaście), 26 obrazów Rembrandta, 25 – van Dycka, 40 – Rubensa, 12 – Poussina, 12 – Lorraina, 12 – Watteau, 9 – Tiepolo, 11 – Tycjana 15 – Gauguina, 31 – Picassa, 37 – Matissa, 8 – Moneta. Wchodzisz do sali i bywa, że jesteś sam z płótnami, za które można by zbudować jeszcze jeden Stadion Narodowy. Albo jeszcze dwa stadiony i co tydzień robić na nich koncerty Madonny.
W Ermitażu pracuje około 2000 osób i większość z nich to fizycznie cierpiące kobiety na krzesełkach w każdej z sal. Od czasu do czasu jakiś Japończyk wyrwie którąś z letargu, bezczeszcząc jakimś Nikonem z odległości pół metra praktycznie bezcenne dzieło Picassa, czy jakiegoś van Gogha. „Noł fliesz pażałsta!”.
Duże wrażenie robi ciągnąca się przez całą szerokość Pałacu Zimowego sala portretowa, prezentująca zasłużonych w Wojnach Napoleońskich, które Rosjanie nazywają pierwszą Wojną Ojczyźnianą. Z polskiego punktu widzenia cześć z tych gierojów to okupanci, krwawo tłumiący nasze kolejne powstania z listopada 1830 i stycznia 1863.
Sankt Petersburg jest przez turystów częściej odwiedzany niż Moskwa. Znajduje się na 8 pozycji najbardziej atrakcyjnych turystycznie miast świata. Choć mieszka tu 5 mln ludzi poruszać się jest dość łatwo: autobusy, tramwaje, trolejbusy, marszrutki (prywatne mikrobusy), taksówki, prywatne samochody (można zatrzymać niemal każdy i dogadać się na podwózkę za kasę), a przede wszystkim metro. Z pięciu linii podziemnej kolejki korzysta dziennie 2.5 mln osób, co pod względem natężenia ruchu daje miejsce w początku drugiej dziesiątki na świecie (metro warszawskie jest w dziesiątce siódmej).Jednocześnie jest to jeden z najgłębiej położonych systemów komunikacji na świecie – stacja Admirałtiejeskaja znajduje się 86 metrów pod ziemią. Niektóre stacje zdobione są dość na bogato, jak np. Baltiyskaya na czerwonej linii, poświęcona wystrzałom z Aurory w 1917 i początków rewolucji.
Historia Sankt Petersburga nie jest szczególnie długa, ale ma kilka zwrotów akcji. Gdy carskiej Rosji po naparzance ze Szwedami udało się wreszcie uzyskać dostęp do morza, u ujścia rzeki Newy rozpoczęli budowę w roku 1703 Twierdzy Pietropawłowskiej. Już w 1712 roku miasto ogłoszono stolicą Rosji. Przenoszeniu z Moskwy stołecznych urzędów towarzyszył niespotykanie szybki rozwój miasta, powstawały nowe budowle, projektowane często przez importowanych z całej Europy architektów.
Historia niektórych budynków oddaje to, co działo się w mieście i Rosji. Car Aleksander I kazał wybudować Sobór Świętego Izaaka Dalmatyńskiego (ros. Исаакиевский собор). Największa świątynia Petersburga i druga co do wielkości w Rosji mieści 14 tysięcy wiernych, a kopuły pokrywa 100 kg złota. Po Rewolucji Październikowej w soborze zorganizowano muzeum ateizmu. Dopiero po upadku komunizmu przywrócono charakter cerkwi, choć nabożeństwa odbywają się głownie w małej lewej kaplicy – wnętrze funkcjonuje głownie jako muzeum. Turyści płacą 250 rubli za wejście i myślą raczej o swoich cyfrówkach niż o świętym Izaaku.
W 1881 roku działacz organizacji Narodnaja Wola, Polak zresztą, Ignacy Hryniewiecki uskutecznił zamach na cara Aleksandra II Romanowa – tego który nie dał Polakom nic ugrać w Powstaniu Styczniowym. Jego syn Aleksander III Romanow ufundował ku pamięci tatusia Cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego dokładnie w miejscu wybuchu bomby, więc cerkiew zyskała nazwę Na Krwi. Sobór budowano 23 lata, komuna początkowo chciała ją zburzyć, ostatecznie remontowano go 7 lat dłużej niż trwała budowa i ponownie otwarto w 1997 roku.
Sobór Kazańskiej Ikony Matki Bożej przy Prospekcie Newskim dzięki szerokiej kolumnadzie przypomina Bazylikę Św. Piotra w Rzymie. Ukończony po wojnie z Napoleonem stał się pomnikiem tego zwycięstwa. Komuna zrobiła tu później kolejne Muzeum Religii i Ateizmu. Po jej upadku Sobór wrócił do cerkwi, a w 2000 roku uzyskał rangę katedry. Z dużych soborów Petersburga, w tym jednym panuje prawdziwie prawosławna atmosfera. Kobiety noszą nakrycia głowy, czuć zapach świec i słychać modlitwy.
W pół godziny wodolotem z Petersburga można się dostać do Peterhofu. Zespołu pałacowo-ogrodowego na potężnym wypasie. Pałace, posągi, fontanny, wodotryski, dróżki, ścieżynki, posągi, posążki, szemrzące po kamyczkach strumyczki. Rozmach naszego Wilanowa ma się tak do Peterhofu, jak klasa sportowa MKS Małkinia do Realu Madryt (choć Wilanów po remoncie wygląda naprawdę bogato).
Przez dwa wieki stołeczności powstały dziesiątki pałaców, budowli sakralnych, gmachów administracji i kamienic. Napoleon Petersburga nie tknął, ruszając na starą stolicę Moskwę. Miasto rozwijało się. A Twierdza Pietropawłowska, która dała mu początek zaczęła być kojarzona głównie z więzieniem, w którym trzymano tzw. politycznych, wrogów caratu, powstańców, komunistów. Pokoje gościnne odwiedzili tu między innymi Fiodor Dostojewski, Maksym Gorki, Lew Trocki, brat Lenina Aleksander Uljanow, ale także i nasi: Tadeusz Kościuszko, Julian Ursyn Niemcewicz, czy Ludwik Waryński.
Po wybuchu I wojny światowej w 1914 roku nazwę miasta zmieniono na Piotrogród – bo Petersburg nadto zalatywał językiem aus Deutschland.
Aż w końcu stało się. Wieczorem 16 kwietnia 1917 roku z pociągu na Dworcu Fińskim wysiadł przebywający dotąd na emigracji Włodzimierz Lenin. Jego i jego bolszewickich koleżków powrót do Rosji sfinansował wywiad niemiecki, któremu zależało na wywołaniu rewolucyjnej rozpierduchy. Udało się.
Ostatniego cara Mikolaja II z małżonką i dziećmi bolszewicy rozstrzelali w nocy z 16 na 17 lipca 1918 w Jekaterynburgu. Zwłoki oblano kwasem, poćwiartowano i wrzucono do nieczynnych szybów kopalnianych. 13 lipca 1991 roku przeprowadzono ekshumację szczątków części rodziny, a w 2007 znaleziono szczątki najmłodszych dzieci cara – Aleksego i Marii. Pochowano je razem w kaplicy soboru w Twierdzy Pietropawłowskiej. Rosyjski Kościół Prawosławny czci członków rodziny ostatniego cara od 2000 roku jako świętych.
W 1918 Lenin przeniósł stolicę i swoją cielesność do Moskwy. Jego nazwisko pozostało tu jednak na wieki. 26 stycznia 1924 Piotrogród nazwano Leningradem. Imię niemieckiego agenta nosiło w mieście niemalże wszystko. Choć 6 września 1991 roku przywrócono nazwę Sankt Petersburg i metro nie nosi już imienia wodza, to nadal jest tu jego stacja Пло́щадь Ле́нина, pomnik i plac.
W czasie II wojny światowej wojska niemiecka oblegały Leningrad przez 2,5 roku od 8 września 1941 do 27 stycznia 1944. Wyłącznie po stronie mieszkańców miasta liczba ofiar wyniosła około 1.5 mln, zmarłych przede wszystkim z głodu i zimna.
W dniu 1 maja 1945 roku Leningrad otrzymał tytuł Miasta-Bohatera Związku Radzieckiego, o czym przypomina obelisk przy Newskim Prospekcie.
Z Leninem, sierpem, młotem i czerwoną gwiazdą sąsiadują w zgodzie Макдоналдс i Бypгep Kинг.