Jest 28 maja 1987 roku, minęła 18.00. Mathias Rust już ponad pięć godzin leci wynajętą w Zachodnich Niemczech Cessną F172 P Skyhawk II. Fotel pilota jest wygodny, ale kręgosłup i nogi zaczynają domagać się zmiany pozycji. W tej chwili gimnastyka musi się ograniczyć do niewielkich ruchów stopami na pedałach steru kierunku. Nareszcie! Zgodnie z trasą na mapie, zwarta zabudowa, która pojawiła się pod nim, to Moskwa. Mathias wypatruje celu swojej wyprawy. Może liczyć tylko na siebie, bo żadnych pomocy nawigacyjnych już nie ma. Dostrzega potężne czerwone mury z wieżyczkami. Zniża, w poszukiwaniu miejsca, gdzie będzie mógł wylądować.
Na Kremlu widzi sporo przestrzeni, ale wie, że lądowanie za murami jest zbyt niebezpieczne. Zobaczy go bardzo niewiele osób i KGB łatwo zaprzeczy, że ktokolwiek się tutaj pojawił. Na niewielkiej wysokości krąży nad Placem Czerwonym. Przechodniów i turystów jest jednak zbyt wielu – o lądowaniu w tym miejscu nie może być mowy. Kilkaset metrów dalej, nad rzeką Moskwą jest most Moskworiecki, a ruch na siedmiu jego pasach jest bardzo niewielki. Dopisuje mu szczęście, bo poprzedniego dnia w ramach remontu zdjęto część drutów trakcji wiszących wzdłuż jezdni.
Ląduje na pełnych klapach, w ostatniej chwili unikając zderzenia z jadącym z przeciwka masywnym samochodem Wołga. Mathias chce podkołować na Plac i zatrzymać się przed Mauzoleum Lenina, ale drogę blokują masywne ozdobne łańcuchy przy Soborze Wasyla Błogosławionego. Wyłącza silnik tuż przy Placu Czerwonym, kilkadziesiąt metrów od murów Kremla. Jest 18.43
Podróż Mathiasa Rusta zaczęła się 13 maja na lotnisku Uetersen w okolicach Hamburga Wynajął Cessnę 172, najpopularniejszy samolot szkolno-treningowy na świecie. Wymontował tylne fotele kabiny, zupełnie zbędne podczas latania solo i wyposażył samolot w dodatkowy zbiornik paliwa. Turystyczną licencję Mathias miał od roku i, choć jego nalot nie był imponujący, cieszył się opinią dobrego pilota.
Po dwóch dniach – przez Szetlandy i Wyspy Owcze – dotarł do Rejkiawiku. Po tygodniu wystartował ponownie, by znów przez Szetlandy, a następnie Norwegię dotrzeć do stolicy Finlandii.
Po trzech dniach odpoczynku, 28 maja Mathias Rust zgłosił plan lotu do Sztokholmu i o 12.21 opuścił lotnisko w Helsinkach. Po kilkudziesięciu minutach lotu Mathias wyłączył radiostację i znikł z radarów fińskich kontrolerów. Zaniepokojone służby wszczynają akcję poszukiwawczą, a odnaleziona w okolicach miejsca utraty łączności plama oleju na wodzie pozwala im sądzić, że doszło do wypadku. Tymczasem Cessna 172 zmieniła kurs na 117 stopni i na wysokości 2.500 stóp wchodziła w przestrzeń powietrzną ZSRR.
Pomimo swojego święta radzieccy pogranicznicy wykryli intruza niemal natychmiast. Trzy jednostki rakietowe namierzyły niezidentyfikowany samolot, któremu nadano kod 8255. Zgody na zestrzelenie nie otrzymały, ale wysłano dwa myśliwce przechwytujące. O 14.48 pilot jednego z nich zgłasza kontakt z jednosilnikowym górnopłatem, którego uznaje za Jaka-12. Dowódcy uznając, że to radziecka maszyna, która z pewnością ma prawo tam latać, nie podjęli żadnych dalszych działań.
Ze względu na niskie podstawy chmur Mathias Rust zmniejszył wysokość lotu. W kolejnej strefie zostaje ponownie wykryty, a para myśliwców MiG-23 została poderwana do lotu. Pilot jednego z odrzutowców zbliża się na odległość kilku rozpiętości skrzydeł. Aby zwolnić i zrównać się z Cessną, zaprojektowany do lotów z podwójną prędkością dźwięku MiG leci w konfiguracji do lądowania i na pełnych klapach. Pilot z całą pewnością widział niemiecką flagę na kadłubie i numer rejestracyjny D-ECJB, ale żadnych działań nie podjęto. Najpewniej wdrożona kilka dni wcześniej reforma dowództwa sił powietrznych, sprawiła, że nie wiadomo, kto miałby taką decyzję podjąć.
W okolicach miasta Torżok, 200 km od Moskwy, ponownie wykryty samolot Mathiasa zostaje wzięty za śmigłowiec lub jednostkę biorącą udział w trwającej akcji ratunkowej po katastrofie, która miała tam miejsce dzień wcześniej.
Tak dotarł do Moskwy. Gdzie po wylądowaniu przy Placu Czerwonym otaczają go gapie. Rozdaje autografy i opowiada w języku angielskim, że jestem Niemcem spod Hamburga.
Po godzinie z czarnej limuzyny wysiadają funkcjonariusze KGB. Samolot zostaje odgrodzony barierkami, a niemiecką flagę na kadłubie i oznaczenia rejestracji przykrywa warstwa świeżej farby. Panowie proszą uprzejmie Mathiasa o paszport i pytają, czy posiada broń. Po chwili samochód odjeżdża z Mathiasem w kierunku Lefortowa, kompleksu KGB z aresztem znanym z przetrzymywania więźniów politycznych.
Po krótkim procesie Mathias Rust zostaje skazany na cztery lata kolonii poprawczej. Wyrok przyjmuje z ulgą, bo mógł być znacznie surowszy. Po 432 dniach odsiadki zostaje warunkowo zwolniony i wraca do Niemiec.
Nuklearne supermocarstwo zostało skompromitowane przez chudego, pryszczatego 19-latka, członka aeroklubu spod Hamburga. W konsekwencji sekretarz generalny KC KPZR Michaił Gorbaczow usunął ministra obrony Siergieja Sokołowa, dowódcę Wojsk Obrony Przeciwlotniczej Kraju Aleksandra Kołdunowa, a kary dyscyplinarne dotknęły ponad 2000 niższych rangą oficerów i podoficerów.
Mathias Rust nie usiadł już nigdy za sterami samolotu. Cessna F172 P Skyhawk II, na której lądował w Moskwie jest prezentowana w Muzeum Techniki w Berlinie.
3 komentarze
Zajebisty tekst. Lepiej niż Wołoszański:)
Jutro kolejna rocznica lądowania na Placu Czerwonym 🙂
W dzisiejszych czasach nie wydaje się to może super nadzwyczajne, jednak wracając do realiów tamtych czasów wyczyn taki na pewno można zaliczyć do ekstremalnych. To, że przeleciał taką trasę nad terytorium ZSRR i wylądował w Moskwie można uznać dziełem przypadku i szczęśliwego zbiegu okoliczności. Zdawał sobie pewnie sprawę, że może zostać zestrzelony, co oznaczałoby koniec wyprawy i śmierć. Połączenie odwagi, szaleństwa ale i nadziei. U tak młodych ludzi to rzadko spotykane. Kilkanaście lat wcześniej, w 1975 r., ok. 8 km od granicy z Austrią został zestrzelony przez Czechosłowaków An-a 2, którym Polak Dionizy Bielański próbował uciec do Austrii. Pilot zginął, a zestrzelenie próbowano ukryć, nazywając zdarzenie wypadkiem czy katastrofą. Być może ( a raczej na pewno) Rust nie wiedział o tamtym zdarzeniu, co raczej nie zmienia jednak niezwykłego wymiaru jego wyczynu.