Zjednoczony Berlin to nowoczesne miasto. Ślady dawnego podziału na części zachodnią i ruską widać teraz głównie w muzeach w rodzaju Checkpoint Charlie i sklepach pamiątkowych, gdzie za konkretną kwotę wyrażoną w euro możemy dostać wysmarowany kolorową farbą kawałek gruzu. Że to niby kawałek betonu z graffiti muru berlińskiego. Brakuje napisu Made in China.
Efekty historycznego podziału miasta widać jednak w organizacji ruchu lotniczego na terenie Niemiec oraz, delikatnie rzecz ujmując, bajzlu na lotniskach stolicy Niemiec.
Po II wojnie światowej w wyniku porozumień państw okupacyjnych przestrzeń powietrzna Berlina zarezerwowana była dla lotnictwa ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Zakaz, zniesiony dopiero 3 października 1990 roku, dotyczył także samolotów linii niemieckich. Największe linie lotnicze naszego sąsiada – Lufhansa – rozpoczęły operacje w Berlinie dopiero 28 października 1990 roku. Dlatego też Berlin, bądź co badź stolica, nie należy do największych węzłów komunikacji lotniczej Niemiec. W pierwszej trójce niemieckich lotnisk o największym ruchu, znalazły się porty z Frankfurtu, Monachium i Düsseldorfu.
Podchodząc od południa do lądowania na jednym z dwóch równoległych pasów lotniska Berlin-Tegel TXL na kierunku 08, podziwiać możemy dwa inne lotniska Berlina: Berlin-Schönefeld SXF oraz Berlin-Tempelhof THF. W bezpośrednim sąsiedztwie tego pierwszego znajduje się jeszcze budowane Berlin-Brandenburg BER. I tak w 15 minut z możemy przyjrzeć się całej berlińskiej sytuacji lotniskowej.
Lotnisko Berlin-Schönefeld pełniło rolę centralnego portu lotniczego NRD. Formalnie port leży poza granicami Berlina, więc ograniczenia dotyczące możliwości lądowań wyłącznie samolotów czwórki państw tutaj nie obowiązywały. Gdy wschodni Niemcy uruchomili własne linie lotnicze – najpierw nielegalnie pod nazwą Lufthansa, później Interflug – Schönefeld stało się ich główną bazą.
Obecnie zlikwidowany północny pas startowy lotniska przecina autostrada A113. Południowy wykorzystują przede wszystkim tanie linie, a docelowo zostanie on wykorzystany przez budowany w bezpośrednim sąsiedztwie nowy port lotniczy, który ma przejąć role wszystkich pozostałych berlińskich lotnisk.
Największa inwestycja infrastrukturalna Niemiec, nowe lotnisko Berlin-Brandenburg, póki co jest spektakularną klapą, przy której rozmiary fuszerki przy budowie pasa w Modlinie wydają się mieć wymiar dość mikroskopijny. Zaprojektowane nawet na 50 milionów pasażerów rocznie lotnisko miało rozpocząć działalność w czerwcu w 2012 roku. Później datę otwarcia wielokrotnie przekładano i mówi się obecnie o roku 2015. Zamiast planowanych 2 mld euro, wydano już ponad 5 mld i wiadomo, że na tym się nie skończy. Nie wiadomo nawet dokładnie z czego opóźnienie wynika.
Na pewno problemem są instalacje przeciwpożarowe i oddymiające terminala, ale także kwestie środowiskowe i ochrony przed hałasem w otoczeniu nie zostały ostatecznie rozwiązane. Niemieckie gazety pisały, że taniej byłoby nowe terminale zburzyć i postawić raz jeszcze niż próbować je naprawiać. Polnische Wirtschaft w wersji niemieckiej.
Kilkanaście kilometrów na północny wschód widać z powietrza dwa równoległe pasy lotniska Berlin-Tempelhof i budynek terminala, który swego czasu należał do 20 największych budowli na świecie. Na początku zimnej wojny, podczas blokady Berlina Zachodniego przez Sowietów, z wykorzystaniem Tempelhof powstał most powietrzny, będący jedyną drogą zaopatrzenia alianckich sektorów miasta.
Od końca lat siedemdziesiątych rola Tempelhof w Berlinie Zachodnim zaczęła maleć, ale w polskim lotnictwie rozpoczął się okres uprowadzeń samolotów, które z reguły obierały kurs na Berlin Zachodni. Pomysł na ucieczkę z komunistycznej Polski na Zachód właśnie tą drogą stał się na tyle popularny, że pojawiły się żartobliwe rozwinięcia nazwy Polskich Linii Lotniczych LOT – Landing On Tempelhof.
Kilka tygodni temu odbyło się referendum, w którym mieszkańcy zdecydowali, że teren dawnego lotniska pozostanie parkiem miejskim, choć działka o powierzchni 300 ha w ścisłym centrum europejskiej stolicy byłaby łakomym kąskiem dla deweloperów. Już teraz asfaltowe pasy startowe służą głównie jako tor dla rolkarzy.
Zatem lecąc do Berlina, z dużym prawdopodobieństwem wylądujemy na Tegel – lotnisku, które miało być zamknięte 2 lata temu. Przyszłości tu nie ma, ale ruch rośnie. Nie ma sensu inwestować w lotnisko, którego powinno już nie być, a wpakowane ostatnio 20 mln ledwo starczyło na utrzymanie klimy i innych instalacji w ciągłym działaniu. Jest słabo. Standard zbliżony do nie istniejącego już Terminalu 1 na Lotnisku Chopina.
Moja historia we FlightMemory podpowiada, że 10 operacji lotniczych zaczynałem lub kończyłem na Tegel. Raz mnie zamknęli na dłuższą chwilę w korytarzu między terminalami – do samolotu dotarłem, ale jako ostatni w asyście obsługi naziemnej. Raz mi bagaż w Berlinie zniszczyli, dwa razy zgubli bagaż moich towarzyszy. Ostatnio trzymali mnie jeszcze w holdingu nad ziemią, gdy boarding na lot przesiadkowy się skończył. Statystycznie wychodzi jednak dość słabo i bajzel jest ewidentny.
3 komentarze
Obserwuję od lat jak Niemcy budują to lotnisko. Katastrofa! Mit o niemieckiej solidności pryska.
Oj, nie oszukujmy się już niemiecką precyzją. Oni tego lotniska nigdy nie dokończą.
Oni mają lotnisko w Berlinie, my lotnisko w Radomiu. Nowe, praktycznie nieużywane, a i tak trzeba je remontować.