Islandia nie ma własnej armii. Częściowo jej rolę wypełnia Straż Wybrzeża, a jednostką o nazwie Islandzka Jednostka Odpowiedzi Kryzysowej zarządza tutejszy MSZ, choć wyposaża i szkoli ich Norwegia. W czasach zimnej wojny istniała na wyspie baza US Air Force, ale to właśnie w w Rejkjawiku w październiku 1986 Gorbaczow i Regan się spotkali, żeby powoli z tym wyścigiem zbrojeń już kończyć. Od września 2006 roku bazy lotniczej już nie ma, choć ze względu na położenie geograficzne lądują tu różne maszyny. Na przykład pierwsze dwa polskie F-16 musiały tutaj lądować w drodze do Polski, bo im się system tankowania w powietrzu zepsuł. Bywa i tak.
Trudne i zmienne warunki atmosferyczne sprawiały, że w latach 1941-1973 na Islandii amerykańskie maszyny rozbijały się ze statystyczną prędkością jedna na miesiąc. Na mocy porozumień międzyrządowych Amerykanie nie musieli po sobie sprzątać, wypłacali odszkodowania jeśli narobili bajzlu na czyjejś działce.
21 listopada 1973 roku w amerykańskim samolocie C-117 (Douglas DC-3), wykonującym rutynową misję nad Islandią, padają silniki. Chwilę wcześniej temperatura powietrza spadała do -10° Celsjusza, a podmuchy wiatru sięgały 80 kilometrów na godzinę. Kapitan James Wicke nadał sygnał mayday, a pięciu pasażerów powoli traciło nadzieję na, że będą mogli uczestniczyć w Święcie Dziękczynienia przypadającym kolejnego dnia. W tej chwili stery przejął drugi pilot i skierował maszynę na południe. Porucznik Gregory Fletcher mógł się pochwalić bardzo niewielkim nalotem na C-117 – zaledwie 21 godzin – ale decyzja, by uciec znad niebezpiecznych skał była bardzo dobra.
Poniżej poziomu chmur, na wysokości 2500 stóp, Fletcher zobaczył czarną powierzchnię wybrzeża, na którym udało mu się przyziemić bez szwanku dla załogi i pasażerów. Godzinę później siedem osób podjął na pokład śmigłowiec amerykańskich sił powietrznych.
Amerykańskie wojsko wymontowało z wraku wszystko, co miało wartość. Einar i Eyrún – właściciele ziemi, na której lądowała maszyna – zrobili tu sobie składzik na drewno, a później korzystali z wraku jako strzelnicy. Ślady widać do dziś. Niejaki Helgi z Hoffel pożyczył sobie ogon, bo też miał swój wrak i robił z niego domeczek, a brakowało mu usterzenia.
Młody pilot Gregory Fletcher został odznaczony Medalem Lotniczym z brązową gwiazdą. Po zakończeniu kariery w armii pracował jako prawnik w Memphis. Jako jedną z możliwych przyczyn wypadku podaje się prawdopodobne błędne przełączenie systemu zasilania paliwem na pusty już zbiornik. W wielu publikacjach dotyczących wraku mowa jest o maszynie Douglas DC-3 Dacota, choć faktycznie jest to C-117.
Przez wiele lat wrak leżał zapomniany na plaży. Zdjęcia publikowane przez podróżników odwiedzających Islandię sprawiły, że po 2007 roku miejsce katastrofy sprzed lat zyskało na popularności. W teledysku do I’ll show you Justin Bieber jeździ po wraku na deskorolce.
Kultowe miejsce dla wielu osób odwiedzających Islandię znajduje się pośrodku niczego, cztery kilometry od ulicy. Z zaimprowizowanego parkingu przy drodze nr 1 na miejsce wozi turystów autobus, choć większość osób wybiera trwający około godziny spacer. Wrak stał się czymś w rodzaju dziedzictwa wyspy, jak stare opuszczone kopalnie na Spitsbergenie.
Na Islandii zimą zobacz także, jak lata się dronem na Islandii, islandzki Złoty Krąg zimą, czarną plażę Reynisfjara, wodospady Islandii, wrak samolotu C-117, na zorzę polarną, na lodowiec Langjökull i Rejkjawik zimą.
5 komentarzy
Fajne te zdjęcia wraku. Chyba fajniej, gdy nie ma śniegu? Ja byłam latem.
Jedna z bardziej instagramowych miejscówek na Islandii. Ale wraków z piękną historią można znaleźć tam więcej.
Jest jeszcze jeden na południu wyspy. https://goo.gl/maps/UzEpfNoayjPsKda19 Pozdrawiam
Przepraszam Północy, słownik namieszał.
Wrak samolotu na Islandii jest na mojej liście do zrobienia.