Mieszkało tu ponad tysiąc osób. Praca w Pyramiden to było w ZSRR jak u nas wyjazdu do Efu. Radzieckie miasto na terytorium zachodniego państwa miało stanowić pokaz dobrobytu, więc przy kopalni mieli tu wszystko: basen pływacki, halę sportową, szpital, szkołę, stołówkę, kawiarnię, przedszkole, szklarnie, oborę i chlewnię. Na tych terenach roślinność jest w sumie żadna, wiec jakiś specjalny szczep traw skądś tam też sprowadzono. Rośnie do dziś.
Z zardzewiałego portu idziemy z gościem, który przedstawił się jako Johann. Brzmi dziwnie, ale Johann nie będzie rozmawiał o polityce. Na początku stwierdza, że w większości tego typu kwestii ma inne zdanie niż my, więc skupmy się na zwiedzaniu.
Panorama Piramiden z drona:
W latach 1911-1998 wydobywano tu węgiel, a w 1927 kopalnię przejął ZSRR. Na mocy Traktatu Spitsbergeńskiego Polacy też by mogli mieć na Svalbardzie swoje kopalnie. Ale po co. Tu się nie da rentownie fedrować. Do Pyramiden nie prowadzi żadna droga, a szlak żeglowny przez znaczą część roku jest skuty lodem. Gdy się roztopi, to na zbyt krótko, by zdążyć urobek odebrać.
Opuszczona radziecka górnicza osada Piramida z drona:
Johann mówi, ze na tym basenie to raz w tygodniu osoby bez rodzin srogo dawały w palnik. Ale musieli mieszać, bo obowiązywało i obowiązuje tu prawo Svalbardu: dopiero po sześciu miesiącach pobytu dostaje się specjalny dokument, uprawniający do zakupu miesięcznie 24 piw i dwóch butelek czegoś mocnego. Tylko wino jest bez limitu. W Longyearbyen widziałem w sklepie – miejscowi zbierają te wpisy w książeczce jak w schroniskach się zbiera pieczątki do odznaki PTTK.
Jeden z budynków odnowiono i funkcjonuje dzisiaj jako hotel. W dobrym staniu jest także Dom Kultury.
Stołówka w Piramidze funkcjonowała przez całą dobę, bo górnicy pracowali na cztery zmiany. Mieszkańcy mieli zapewnione jedzenie – to nie działało na zasadzie restauracji, gdzie się płaci rachunek. Bardziej na zasadzie all inclusive – wchodzisz i jesz, ale nie wynosisz do domu.
Finansowo to przedsięwzięcie nigdy nie trzymało się kupy. Katastrofa lotnicza z 1996, w której zginęła grupa lecąca na zmianę załogi przesądziła o ewakuacji.
Po zamknięciu Pyramiden Rosjanom na Spitsbergenie pozostała druga czynna do dziś kopalnia i odizolowane miasto – Barentsburg.
Powietrze jest suche. Na parapetach budynku przeznaczonego dla rodzin zamontowano skrzynki, które robiły jako lodówki. Zamrażarki w trybie analog. Resztę otworów okiennych pozalepiały teraz ptaki, budując gniazda z gliny czy czegoś. Z daleka wyglada to jakby czteropiętrowy klocek obsiadły pszczoły.
Lenin się patrzy na pustkę, wzdłuż głównego deptaku, a na zboczu pozostał napis, który się źle starzeje.
Katastrofa lotu Vnukovo Airlines 2801
29 sierpnia 1996 roku Tupolew Tu-154M linii Vnukovo Airlines z Moskwy podchodził do lądowania w Longyearbean. Na pokładzie znajdowali się górnicy z Rosji i Ukrainy w drodze do Pyramiden. Warunki pogodowe były złe – wiał silny wiatr, widoczność ograniczała mgła. Załoga poprosiła o zgodę na lądowanie na kierunku 10. Kontroler nie zrozumiał korespondencji i nie wydał zgody. Samolot podchodził do lotniska na kierunku 28. Kontroler domagał się zmniejszenia wysokości lotu. O godzinie 8:22:23 czasu uniwersalnego samolot uderzył w zbocze Operafjellet na wysokości 907 metrów
Zginęło 141 osób – 130 pasażerów i 11 członków załogi. Ostatnie ciała znaleziono 5 września.
Do dziś jest to największa katastrofa lotnicza na terenie Norwegii.
Jako przyczynę katastrofy błąd załogi polegający na błędnej konfiguracji wskaźnika GPS, co wywołała spór w załodze dottyczący możliwości podchodzenia do lądowania w zastanych warunkach. Ponadto rosyjscy piloci nie znali norweskich procedur, w których kontroler udziela wskazówek i nie wydaje poleceń. Wykazano także słabą znajomość języka angielskiego wśród pilotów Tupolewa, co utrudniało prowadzenie korespondencji.
3 komentarze
Niesamowite miejsce
Ale sztos. Choć nie ma po co jechać gdy jest noc polarna.
W tym roku wybieram się na Svalbard i chcę też zwiedzić Pyramiden. Fajne zdjęcia.