Trasa z Oddy na północ jest bardzo w porządku. Lærdalstunnelen to najdłuższy drogowy tunel na świecie – 24510 metrów. O dziwo jest prosty jak drut, co w Norwegii jest dość nietypowe i kierowcy lubią tam prędkość przekroczyć. Szerokość ma michałowickiej ulicy gminnej, więc trzeba trzymać kierownicę dwoma rękami, gdy cię wyprzedza Scania na łódzkich blachach. Jeżeli jedziesz czymś, co ma długość siedem i wysokość trzy trzydzieści, w tunelu zachodzą zjawiska podobne do tych z butelki wina, gdy ta odrobina powietrza pod korkiem zaciekle się broni przed korkociągiem. A potem słychać takie pyknięcie i ciśnienia się wyrównują.
Żeby kierowcom nie nużyła się jazda po drodze są trzy spore komory oświetlone kolorowymi światłami. W sam raz miejscówka na jakiś koncert. Do tego piętnaście miejsc do zawracania. Jak się coś pali, to co 250 metrów podświetli się znak, z której strony jest szansa na wyjazd.
Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu pod wodospadem, jakich wiele przy trasie. Okazuje się, że to Tvindefossen odwiedzany przez ponad ćwierć miliona osób każdego roku. W Japonii, Rosji i USA woda stąd cieszy się reputacją dobrze wpływającej na seksualną witalność. Ludzie wywożą pełne kanistry.
U stóp wodospadu jest kameralny kamping. Nie wiem, jak ktoś może tutaj nocować – huk spadającej z wysokości 116 metrów wody jest potężny.
Potem Road 55, Sognefjellsvegen, Narodowa Droga Krajobrazowa Norwegii. Przejezdna latem, wąska i serpentyniasta. Najpierw trzeba się wspiąć z poziomu zero na jakieś tysiąc kilkaset. Na zakrętach trudno się złamać. Gdy przód już się wspina w kierunku przeciwnym, to tył jeszcze zachodzi nad przepaść. Potem trasa już łagodnieje i jest ładnie.
Miejsc z wyjątkowymi widokami jest mnóstwo. W połowie sierpnia nie brakuje kilkumetrowych zasp śniegu.