Pobyt na Lofotach rozpoczynamy od miejscowości Moskenes, gdzie można dostać się promem z Bodø. Można także tutaj dojechać drogą E10 z Narwiku lub, korzystając z norweskich połączeń lokalnych, wylądować na jednym z lotnisk w Svolvær lub Leknes.
Już pierwsze spojrzenie na ścianę Lofotów zapiera dech w piersiach. Wysokość tych gór najczęściej nie przekracza tysiąca metrów nad poziom morza, ale to morze jest zaraz obok i do niego wpadają stromo opadające zbocza. Najwyższy szczyt Lofotów – Møysalen – ma 1262 metry.
Dzień polarny dla szerokości geograficznej Svolvær trwa od 28 maja do 14 lipca. Nie należy tego mylić z białymi nocami, podczas których bezpośrednio po zmierzchu następuje brzask. Podczas dnia polarnego słońce w ogóle nie zachodzi. Dla miłośników lata to jest najlepszy czas na odwiedziny archipelagu. W sierpniu różnice temperatur w ciągu doby mogą być już poważne, a temperatura w nocy może się zbliżać się do zera. Choć kemping w Moskenes od 15 sierpnia nie przyjmuje odwiedzających, którzy zamierzają spędzić noc pod namiotem, w końcówce sierpnia w wielu miejscach turyści rozkładają swoje kolorowe schronienia.
Wioska nazywa się Å. Dosadnie i krótko. Å to ostatnia litera norweskiego alfabetu, więc w sumie by pasowało, bo na Lofotach już nie ma nic dalej. Tak sobie pomyślałem, ale okazuje się, że Å to też słowo oznaczające strumyk. Niech będzie strumyk. Ludzie tu żyją ze sztokfiszu, pachnie tutaj sztokfiszem, wszędzie są rusztowania do suszenie sztokfiszu, są dwa muzea sztokfiszu.
Obok wielu aktywności norweskich partyzantów i ogromnej roli jaką odegrali norwescy marynarze w atlantyckich transportach, Norwegia ma także niezbyt piękną kartę z czasów II wojny światowej. Nazwisko Quislinga to dla świata symbol kolaboracji. Ale w północnej części kraju sprytnie poczynali sobie alianci. Z udziałem Polaków zdobyli Narwik, aby po chwili go oddać, wycofując wojska do broniącej się Francji. Potem urządzali rajdy na Lofoty – operacje Claymore i Anklet. Komandosi wpadali tutaj na chwilę, robili rozpiździel i wracali na zachód. Dla nazioli ten teren był ważny, bo przez niezamarzający port w Narwiku sprowadzali szwedzką rudę żelaza i obawiali się nieco inwazji. W konsekwencji musieli utrzymywać dość spore siły – na zakończenie wojny mieli tu więcej żołnierzy niż Norwegia miała dorosłych mężczyzn. Szkopy siedzieli bezczynnie, osłabiając obronę plaż Normandii, o froncie wschodnim nie wspominając.
Rajdy odbywały się w okolicach polarnej nocy. Gdyby sprzymierzeni widzieli to, co my sierpniu, być może zostaliby na trochę dłużej.
Mosty do Fredvang przypominają te z Atlantic Ocean Road biegnącej przez archipelag w gminach Hustadvika i Averøy.
Znajdujące się stosunkowo blisko siebie piaszczyste plaże we Flakstad i Ramberg należą do najpiękniejszych na Lofotach.
W górach nie ma czegoś takiego jak wytyczone szlaki. W sieci są instrukcje, którędy wchodzić, a ślady wytartych ścieżek są zawsze pomocne. W konsekwencji lofocka sztuka wędrowania jest inna od naszej – żadnych zawijasów, serpentyn, szukania najlepszej drogi. Tutaj startujesz, a tam jest szczyt, więc dzida po prostej. Nie trzeba żadnych urządzeń, żeby mieć ładne widoki.
Na szczyt Reinebringen (448 m n.p.m) obok miejscowości Reine prowadzą schody ułożone przez szerpów z Nepalu. Dokładnie 1600 schodów, z których pierwszych czterystu się nie pamięta. Później odnotowuje się każdą setkę, co jest dość łatwe, bo ktoś je oznaczył markerem. Powyżej schodka z numerem tysiąc każde kolejne pięćdziesiąt jest ważnym etapem. Gdy kończą się schody, trzeba jeszcze dołożyć kawałek po stromym błotnistym zboczu – tego nie było w instrukcji.
Przewodniki Lonely Planet to jedyne wydawnictwa dla podróżujących, które mają jakiś związek z rzeczywistością. Sprawdzone – zdjęcie z okładki przewodnika po Norwegii odpowiada widokowi z mostu w Hamnøy. Choć nie należy oceniać książki po okładce.
Malutka wioska rybacka Hamnøy to jedno z najczęściej fotografowwanych miejsc na Lofotach. Domki rybaków historycznie malowano w kolorze bordowym, bo ta farba była po prostu najtańsza. Wytwarzano ją z krwi i tłuszczu ryb, czasem pigment pochodził z kopalni miedzi w szwedzkim Falun, czemu kolor zawdzięcza swoją nazwę – czerwień faluńska.
Krajobrazy na Lofotach są bardzo różne. Ośnieżone szczyty sąsiadują z turkusem, kojarzącym się z tropikami. Pogoda może się w kilka razy zmienić ciągu dnia.
Lofoty to punkt, w którym podróżni często zawracają w swoich podróżach przez Norwegię. Dokładając z Narwiku jeszcze 700 kilometrów na północ można się wybrać na Nordkapp, błędnie uznawany za najdalej na północ wysunięty przylądek Europy. Przez Narwik można także wjechać do Szwecji i przez Kirunę skierować się do Laponii aż do Świętego Mikołaja w fińskim Rovaniemi. Tę ostatnią trasę zrobiliśmy już jakiś czas temu.
Norwegia - podróż kamperem 2020:
2 komentarze
Pojechaliśmy na Lofoty, ale za spaniem w aucie. Bajka.
Cudowne widoki i wrażenia. Lofoty są bardzo daleko. Ale są cudowne.