Informacje o lądowaniu u nas pierwszego polskiego Dreamlinera tylko 15 listopada pojawiły się w mediach 1344 razy, a ekwiwalent reklamowy publikacji na temat samolotu z pięciu następnych dni wyniósł 15,5 mln złotych.
Wspaniała maszyna i świetna impreza, ale czy Dreamliner pomoże LOT-owi, nie jest wcale takie pewne. LOT będzie się mógł pochwalić, że dysponuje najnowszą flotą na kontynencie, ale to nie przekłada się bezpośrednio na biznes. Leciwe 767 wymagają wymiany, a nawet docelowych 8 nowych szerokokadłubowych maszyn nie zwiększy potencjału operacyjnego firmy w szczególnie drastyczny sposób. W planach LOT-u jest utrzymanie połączeń przez Atlantyk (Nowy Jork, Chicago, Toronto) oraz szersze otwarcie na Azję Wschodnią – obecnie LOT lata tylko do Pekinu. Trzymajmy kciuki.
Tymczasem do walki o pasażerów podróżujących z Warszawy do Azji przystępują jedne z najlepszych linii lotniczych na świecie. Od 5 grudnia połączenie Warszawy z Doha uruchamia pięciogwiazdkowa linia Qatar Airways. Do stolicy Kataru latać będzie 5 razy w tygodniu, początkowo samolotami Airbus A320.
Dwa miesiące później – 6 lutego – linia Emirates uruchomi codzienne połączenie Warszawy z Dubajem. Latać będą samoloty Airbus A330-200 w konfiguracji trzech klas.
Dubaj i Doha to potężne porty przesiadkowe, więc obecność azjatyckich linii nie pomoże naszym. Konkurencja z Warszawy w kierunku Chin, Japonii, Indochin, Indii, czy nawet Australii będzie z pewnością duża. Gdy jakość jest porównywalna (Dreamliner, Emirates, Qatar Airways), konkuruje się ceną – i to jest dobra wiadomość dla pasażerów. Dopóki ktoś się nie wycofa lub w jakiś inny sposób przewoźnicy nie zapełnią swoich maszyn pasażerami, okazyjnych promocji nie powinno zabraknąć.
Dotychczas samoloty arabskich linii mogliśmy u nas podziwiać w ich drodze na Zachód przez lunetę na wysokości ponad 10 km lub wtedy, gdy lądowały awaryjnie w przypadku problemów na pokładzie. Będzie ciekawie, a w Azji mi się podoba.