Film Sully o lądowaniu na rzecze Hudson jest świetny. Historia, którą opowiada jest jednak wydumana i – jak zwykle – książka była lepsza.
15 stycznia 2009 roku Airbus 320 pilotowany przez kapitana Sully Sullenbergera wystartował z nowojorskiego lotniska LaGuardia. Na wysokości 859 metrów, nieco ponad 2 minuty po starcie, samolot wpada w stado lecących dzikich gęsi kanadyjskich. Ptaszki te mają rozpiętość skrzydeł dochodzącą dwóch metrów, więc w sumie trudno się dziwić, że maszyna traci obydwa silniki, a w kabinie roznosi się przykry zapach spalenizny. 208 sekund później samolot woduje na rzece Hudson. 150 pasażerów i 5 członków załogi wychodzi z tego cało (pomijając złamanie nogi jednej ze stewardess). Media obwołują Sully’ego bohaterem. Lot Us Airways 1549 przechodzi do historii jako Cud na rzece Hudson.
Książka Sully, My Search For What Really Matters opowiada o drodze Sully’ego, która doprowadziła go z zapyziałej dziury w Teksasie na rzekę obok Manhattanu. Od startów z trawiastego pasa sąsiada za sterami lekkiego Aeronca Model 7 Champion do fotela kapitana Airbusa 320.
Lektura obala mit wiodącego komfortowe życie pilota amerykańskich linii lotniczych. Zamiast przywilejów, prestiżu, dziewczyn i pieniędzy jest rozłąka z rodziną, konieczność dorabiania na boku i trudności w związaniu końca z końcem. Sully porównuje swoją robotę do kierowcy autobusu, jednak ze względu na cięcia budżetowe z tego porównania wychodzi z gorszym planem emerytalnym. Przez 40 lat swojej kariery przewiózł ponad milion pasażerów, a dla społeczeństwa zaistniał i jest oceniany za to, co zrobił podczas 208 sekund od spotkania gęsi w okolicy Manhattanu…
Clint Eastwood – reżyser filmu Sully – lubi, gdy prawdziwy bohater wygrywa z silniejszymi. Wylądowanie Airbusem bez napędu na zatłoczonej rzece między mostami obok Manhattanu to dla niego jednak za mało. Opowiada o sporze kapitana z amerykańską komisją badania wypadków lotniczych NTSB, która rzekomo zmierzała do obarczenia Sully’ego odpowiedzialnością za wypadek, dowodząc, że mógł bezpiecznie powrócić na lotnisko LaGuardia, dolecieć do pasa w Newark lub Teterboro. W rzeczywistości takiego sporu nie było, a Sully sam zasiadał w komisjach badających wypadki i w książce wyjaśnia zasady ich działania. Film opowiada jak kapitan wygrywa z wrogą amerykańską biurokracją, tymczasem w książce Sully wielokrotnie podkreśla szacunek i wdzięczność dla wszelkich procedur, instytucji, a nawet związków zawodowych, które także odegrały swoją pozytywną rolę po wypadku.
Film jest spoko, ale opowiada historyjkę, która akurat pasowała Brudnemu Harry’emu do układanki. Pilot dokonuje niemożliwego, ratuje życie wielu ludzi, staje się bohaterem. Zła biurokracja stara się jednak dowieźć, że z tym bohaterstwem to tak nie do końca… Na końcu dobro oczywiście wygrywa.
Polska to nie Ameryka. Być może jednak do wizji Clinta Eastwooda bardziej pasowałaby historia innego wypadku.
1 listopada 2011 roku do Warszawy zbliża się Boeing 767 pilotowany przez kapitana Tadeusza Wronę. Załoga wie o usterce systemu hydraulicznego. Przed lotniskiem w Warszawie okazuje się, że nie działa także system zapasowy – elektryczny – i nie można wysunąć podwozia. Załoga ma sporo czasu na przejście wszelkich check-list i konsultacje z mechanikami na ziemi. Nie ma pośpiechu. Samolot spala paliwo wokół stolicy, z Łasku przylatuje para F-16, żeby przyjrzeć się maszynie z zewnątrz. Służby na ziemi mają sporo czasu, żeby pokryć pas pianą i zamknąć dla ruchu Al. Krakowską na jego przedłużeniu. O godzinie 14:38 samolot ląduje na brzuchu, cała Polska śledzi rozwój wypadków na żywo w telewizji. 220 pasażerów i 11 członków załogi wychodzi z wypadku bez szwanku. Polska ma swojego bohatera.
Podczas wstępnej inspekcji samolotu po wypadku stwierdzono, że bezpiecznik odpowiedzialny za układ elektryczny wysuwania podwozia był wyłączony. Po podniesieniu samolotu, podłączono zasilanie i wciśnięto bezpiecznik. Podwozie się wysunęło. Czy załoga mogła to przeoczyć? Sprawdzali. Ale raporty Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych mówią jednoznacznie: bezpiecznik był wyłączony. Po włączeniu podwozie się wysunęło.
Czy to nie jest lepszy materiał na film?
Książkę Tadeusza Wrony Ja, kapitan też się dobrze czyta, ale Clint Eastwood zrobiłby z tego lepszy film. Wspaniały pilot, perfekcyjne lądowanie bez podwozia i… ten nieszczęsny bezpiecznik.
Uzupełnienie:
- Świetny serwis poświęcony filmowi Sully oraz lądowaniu na rzece Hudson można znaleźć na stronach 208 seconds experience.
- Kilka lat temu leciałem helikopterem nad rzeką Hudson. Z tej perspektywy widać, że wody wokół Manhattanu są naprawdę dość zatłoczone, a odległości między mostami nie są zbyt komfortowe.
- Moje zdjęcie z lądowania SP-LPC kapitana Wrony można zobaczyć tutaj.
- Do historii lotnictwa przeszło wiele lądowań, jak lądowanie ma Placu Czerwonym w Moskwie, które nie miało miejsca na Placu Czerwonym.
2 komentarze
Książka chyba już wyszła po polsku. Wezmę się za nią, choć film już widziałem i jest bdb. Eastwood debesciak starzeje się jak wino.
Najważniejsze, że nikomu nic sie nie stalo.