Spis treści
Camino de Santiago de Compostela można rozpocząć z własnego domu. Gdy się z Polski wyruszy w czerwcu, to z końcem września powinno się być na miejscu. Jeden ze znaków oznaczających dziesiąty kilometr polskiego szlaku stoi w pobliżu ujścia Wisły do morza i przeprawy promowej Mikoszewo-Świbno. Stamtąd jest jeszcze daleko.
Camino Portugués
Camino portugalskie można rozpocząć w Porto, choć szlak prowadzi z Lizbony. W winnicach przy rzece Duoro można kontemplować zalety portwajnu.
Ale nie tym razem. W katedrze Sé człowiek dostaje credential i pierwszą pieczątkę. To taki paszport pielgrzyma, dzięki któremu ma się wjazd do schronisk po drodze. Na mecie służy także weryfikacji, czy się przypadkiem tej trasy nie zrobiło uberem.
Katedra potężna, obronna. W wyłożonych ajueiros krużgankach można przyjąć węglowodany z pastéis de nata i ruszyć.
Zaczniemy trasą coastal poprowadzoną plażą wzdłuż oceanu. Pogoda jest wredna, ale za Matoshintos się znacznie poprawia. Gdy kończą się zabudowania, kończy się też zapach sardynek.
Tutaj startuje ciągnąca się przez dziesiątki kilometrów ścieżka po drewnianych pomostach. Jak pięknie. Nikogo nie ma. Wydmy, plaże i straszny huk rozbijających się fal.
Znaki muszli i żółte strzałki będą od teraz wszędzie. To znaczy wszędzie tam, gdzie trzeba, żeby nie błądzić.
Z Póvoa de Varzim nocnym autobusem do miasta Valença.
Zmiana szlaku z coastal na wersję central. Recepcjonista patrzy, jakbym był pierwszym gościem w tym roku. Po wejściu do pokoju wyczuwam, że jestem pierwszym gościem w tym roku. Ktoś ten pokoik zamknął jesienią i ja go teraz otwieram.
Camino Central – z Valençy i Tui
Obok Valençy przebiega granica na rzece Miño. Mostem wchodzimy do miasta Tui. Na jego środku jest znaczek, żeby było wiadomo, gdzie się kończy Portugalia, a zaczyna się Hiszpania.
W początku marca na szlaku Camino jest pusto. Dopiero gdy człowiek zatrzymuje się w jakiejś wsi, żeby uzupełnić wodę lub w jakiejś albergues podbić pieczątkę w credentialu, okazuje się, że są też inni. Bo gdzieś w kącie stoi plecak z przytroczoną muszlą przegrzebka.
Amerykanów łatwo rozpoznać, bo mają takie dupne plecaki. Może w Walmarcie nie było promki na mniejsze. Jak plecak jest mniejszy, to mamy do czynienia z Hiszpanem.
Spotkałem też Włocha, Włoszkę i Timo.
Timo jest Finem i ma sześćdziesiąt lat. W Finlandii mają taki system emerytalny, że można skończyć pracować wcześniej, ale emerytura będzie istotnie mniejsza. Timo policzył, ile przez lata oddał do tamtejszego ZUSu. Żeby to odzyskać musiałby żyć ponad sto lat. Jest kompozytorem. Ten zawód nie ma przyszłości, bo sztuczna inteligencja pracuje szybciej i jest, jego zdaniem, bardziej kreatywna. Więc rzucił to wszystko w pizdu i jest emerytem. Od kilku tygodni spaceruje z południa w kierunku Santiago. Mały tornisterek. Prawdziwe sisu (tutaj przeczytasz, co to znaczy).
Kolo ma zdrowy pogląd na obecne światowe kakao. Jest wdzięczny, że całe życie przeżył bez wojen, choc w Finlandii zawsze się do tego przygotowywali. Mówię mu, że w Helsinkach byłem w kilku schronach – w jednym była pływalnia, w drugim kościół, w trzecim centrum handlowe. A u mnie na wsi nie ma ani jednego schronu. Pływalni, kościoła i centrum handlowego też nie ma, ale tego mu już nie mówię.
Timo ma astmę i nie śpi w albergues na wieloosobowych salach. Pomyślałem, że pewnie jakoś na maksa chrapie przez tę chorobę i nie chce stwarzać kłopotu. W salach dla siedemdziesięciu śpią teraz po dwie, trzy osoby. Wszystko jest zakurzone i jemu to szkodzi.
Trasa Camiono central wiedzie przez okolice dość różnorakie. Jeden fałszywy ruch i w okolicach O Porriño trzeba przez kilka kilometrów podziwiać piękno hal logistycznych. Ale trasa jest perfekcyjnie oznakowana na setki sposobów.
Zimą te miejsca nie są zajęte, ale co często człowiek napotyka się na ławki, miejsca biwakowania, sadzawki, ujęcia wody. Wszystko przygotowane na letni szczyt pielgrzymkowy. W knajpach są specjalne oferty dla osób w drodze. W barach, nawet na strasznym zadupiu, można dostać pieczątkę, plastry i maść na odciski.
Ostatnie dwa dni w drodze do Santiago de Compostela to trochę krajobrazów małych miasteczek i sporo drogi przez las.
W całej hiszpańskiej fajne wrażenie robią hórreos. Wygląda to trochę jak kapliczka, trochę jak domek na kurzej stopce. W rzeczywistości służyło to jako spichlerz. Krycie dachówką zabezpieczało przed deszczem, ażurowa obudowa dawała przewiew, a wysokość zabezpieczała przed gryzoniami.
Na ostatnim fragmencie jedyny na trasie problem z oznakowaniem. Można wybrać wariant ciut dłuższy, prowadzący przez monasterium. Te sześćset metrów naprawdę robi różnicę, więc w lewo.
Srogim popołudniem w pierwszej dekadzie marca byłem na mecie osobą nr 152. Mam na to papier w łacinie. Compostelę dostaje się po weryfikacji credentialu i zebranych pieczątek.
Wchodzę na pustawy Plaza del Obradoiro. W katedrze jest największa na świecie kadzielnica. Botafumeiro waży 80 kilo i jak je rozhuśtają to lata wzdłuż całej nawy. Oczywiście pełni też funkcję liturgiczną, ale jest takie wielkie z bardzo praktycznego powodu. Od średniowiecza wędrowcy na końcu szlaku śmierdzieli już naprawdę niemiłosiernie. Dym służył jako odświeżacz powietrza, a dodawane zioła miały zabijać bakterie, żeby epidemia nie wybijała pielgrzymów. Brzmi profanicznie, ale tak oficjalnie informuje sama katedra.
W katedralnym sklepiku można kupić skarpetki marki Catolicismo w papieże Francisco.
Święty Jakub Większy Apostoł
Jakub był apostołem takim jakby ważniejszym. Coś jakby z trójki klasowej. Jezus go wziął na Górę Przemienienia i do Ogrodu Oliwnego. James był też przy wskrzeszeniu córki Jaira. Ale był też lekko narwany. Że jak trzeba przywalić, to pierwszy wyrywa sztachety z płotu. Jak ich Samarytanie nie chcieli przyjąć we wiosce, to miał taki pomysł, żeby ich zjarać.
No i był taki ambitny, że chciał być szybciutko w Niebie. Jezus mu jakoś tłumaczył, że chłopie, nie wiecie, o co prosicie. Ale finalnie mu się udało. Jako pierwszy zginął męczeńsko od miecza, który podzielił jego ciało na wysokości szyi.
Potem, w jakichś nie do końca dla mnie czytelnych okolicznościach, jego szczątki przewieziono ekspresem w kilka dni do Santiago de Compostela. Pendolino nie było, więc ta historia akurat nie trzyma się kupy. Nad grobem stoi wielka katedra. Po Rzymie i Jerozolimie jest to trzecie największe miejsce pielgrzymowania. W Europie wytyczono 281 szlaków do Santiago. Choć teraz wyprawa do Santiago to jest w większości trekking niż jakaś pielgrzymka. Oni to dość precyzyjnie badają.
Setki tysięcy ludzi rocznie, ale w marcu jakieś kilkaset dziennie. Większość drogą francuską i najczęściej solo.
Buen Camino.